Pandemonium - Miasto Demonów
Krąg 9 => Obrzeża => Wątek zaczęty przez: Syriusz w Kwiecień 17, 2014, 09:23:08
-
Nie jest to oczywiście ten Czyściec. Czyściec w Mieście to wielkie biało-czarne lasy i wyjałowione stepy, na których błądzą zabubione wilki i ludzie. Taki wilk czy człowiek już nigdy stąd nie wyjdzie... Jest pokarmem dla demonów szukających zdobyczy i mocy.
Nie łatwo jest jednak coś tu upolować. Mieszkają to istoty o wiele potężniejsze od Pandemonijskich Demonów: inne demony, dusze, Lewiatany. (xD)
-
Weszłam.
-
Wszedł End z Bezanem. Stanęli, czekając na Siennę.
-
Weszłam, podchodząc do nich.
-
End kiwnął głową Bezanowi i odbiegł gdzieś w las, po chwili zniknął im z oczu. Bezan usiadł i zastrzygł uszami.
-Będziesz polować, czy czekać? Ja czekam, The Enda może nie być nawet kilka-dni-na-zewnątrz (xD).
-
- Raczej czekać. - klapnęłam na ziemię obok niego.
-
-Okej. - Bezan wstał. -Rozbijemy obóz. Pierwsza warta jest moja. Nic się nie przedostanie. (Bo jakżeby mogło, nie? xD)
-
Kiwnęłam głową, rozglądając się.
Ciąggg... xD
-
Bezan wpatrzył się w jakieś miejsce na ziemi. Po chwili wykwitł tam ogromny płomień. Kiedy zgasł, stał tam namiot o grubych ścianach ze skóry pokrytej łuskami i paliło się ognisko.
_____________________
He? xD
-
Zaczęłam sobie coś nucić.
Nic xD
-
Bezan usiadł oboło czterech metrów od namiotu i ogniska i zaczął się wpatrywać w mrok.
-
Oczy Bezana zrobiły się jakby szklane.
-
Bezan się obejrzał na Siennę, nadal z nieprzytomnym spojrzeniem.
-Razija, jeszcze ty...
-
Pobiegłam przed siebie na polowanie po mimo, że jestem szczenięciem.
-
_____________________
Rikita: Wiesz, że jeśli jesteś tu szczeniakiem, to nigdy nie dorośniesz, nie?
A, i tu nie jest tak łatwo coś upolować, więc nie pisz czegoś w stylu ''Złapałam jelenia i wypiłam jego krew'', bo żeby tu coś upolować, to trzeba czasu, umiejętności i partnera, który cię znajdzie jak za długo nie będziesz wracać i obroni ci tyłek, więc miej to na uwadze...xD
A, i nie ma tu jeleni...xD
-
Uniosłam brwi.
-
Wyczułam jakiś zapach
będzie wyglądać jak szczenie, ale będzie dojrzewać psychicznie
-
Położyłam się, rozglądając za niczym konkretnym.
-
Oczy Bezana zrobiły się normalne. Usiadł i znów zaczął patrolować.
-
Przymknęłam oczy, wpatrując się w szarą ścianę lasu.
-
Gdzieś w lesie rozległ się wrzask, a chwilę po nim wołanie o pomoc i ryki. Bezan zmrużył oczy i wbił wzrok w las.
-
Wstałam szybko, rozglądając się.
-
Bezanowi drgnął ogon, ale się nie ruszył, wpatrywał się tylko w las.
-
Zaczęłam uciekać. Nagle natrafiłam na demona. Warknęłam cofając się.
-
Usiadłam.
________________________
Nw, co -isać ;-;
-
Zjeżyłam sierść i ruszyłam lewym uchem
Ja czekam na Syrcia
-
Bezan dalej wpatrywał się w las, ale krzyki się już nie powtórzyły.
_________________________________
R: Co?
S: Ja też .___.
Niechcący napisałem jako ty, Si, wylogowuj się, śledziu xD
-
Przeciągnęłam się i machnęłam ogonem.
- Dłuuuugo jeszcze? - zaczęłam zrzędzić.
Sorka ;-; Syrciuuuu... Wiesz co?
-
-Tak długo, jak trzeba. - mruknął Bezan. Po jakimś czasie dodał: - Jeszcze trochę, potem muszę go szukać.
________________________
Jeśli chodzi ci o to, że pisze się "wylogowywuj" to wiem .__.
-
Rozejrzałam się, machnęłam jeszcze raz ogonem i spojrzałam na niebo.
Hym. Nie o to mi chodziło xD
-
____________
No, co?
-
-Ja ciebie znam chyba z miasta...- odrzekłam. Nagle ten szelest i jęk. Wystraszyłam się i to ostro. Zaczęłam biec w stronę wyjścia i ujrzałam jakiś obóz.
-
____________________________________________
Rikita, ae jakiego ty właściwie spotkałaś demona z Miasta?
Tu są tylko inne, obce demony, a z tych z miasta to tylko Bezan, Sienna i The End.
-
Na The Enda wpadłam, ale już mnie nie ma...
-
_______________________________________
The Endem kieruję ja i aktualnie on zniknął...
-
Potknęłam się i wyrznęłam
Ale ja na niego tylko warknęłam i uciekłam.
-
_______________________
Jeszcze jedno małe pytanko: Skąd możesz znać go z Miasta, jak dopiero co przybyłaś i na oczy go nie widziałaś? xD Ale jak kto woli...
-
Mogłam go gdzieś widzieć.
-
____________________
Ta, ciekawe gdzie. Był tylko w pokoju Sienny i na wyspie, a w żadnym z tych miejsc nie byłaś.
Sorry, moje forum, moje zasady. Możesz tu robić co chcesz, ale nie to, co jest niemożiwe.
Sienna: Nie żebym się czepiał, ale ciekawy jestem, jak widzisz niebo przez namiot. Bezan rozpiął go nad tobą...xD
-
- Może idź go już szukać...? Tu chyba nie jest zbyt bezpiecznie, a nie mogę pozwolić, by ''Drugie spojrzenie czekało na mnie w niekończonośc i się nie doczekało, bo cuś mnie zabije.
Upś... xD
-
Bezan rzucił Siennie skonsternowane spojrzenie.
-Nic mu nie będzie. Słyszę go, jest niedaleko.
______________________
Taa...xD
-
- Jego może nie, ale mnie raczej tak. - oświadczyłam dobitnie. - A wtedy ty będziesz tłumaczył Ross'owi, Shelby, Cissy i Eli'emu, czemu już nigdy o nich nie przeczytam.
-
-E? - mruknął Bezan, już nawet nie słuchając Sienny. Wpatrywał się w las. Po chwili wybiegł z niego truchtem The End. Bezan ''złożył'' i ''wyparował'' namiot i zgasił ognisko.
-
Prychnęłam i, nieco zirytowana, że mnie nie słucha, ruszyłam przed siebie,
-
-Dobra, idziemy. - zakomenderował The End. -Sienna, w drugą stronę. (xD)
-
Zawróciłam i przeszłam obok, nawet na nich nie patrząc.
Foszeq xD
-
Wyszłam.
-
Bezan i The End wyszli.
-
Odfochnęłam się w sekundę. Wybiegłam za nimi przerażona, że mnie zostawili.
-
_______________
xD
-
_____________________________
No cio xD Zostawili mnie xD Na pewną śmierć xD Wredni xD
-
_________________
xD
-
Wszedł Dust Devil, Sevas i Schwaerze, czekając na Lenę. Zachowywali się wyjątkowo cicho, nastawiali uszu i mieli się na baczności.
-
Weszłam.
- Co wy tacy cisi? - mruknęłam rozbawionym tonem patrząc na demony.
-
-Lewiatany. - powiedział cicho Schwaerze, mając się na baczności. -Tu to już nie ma żartów.
-
Rozejrzałam się.
- Gdzie są? - mruknęłam cicho. Zaraz potem uśmiechnęłam się ironicznie. - Hej! Lewiatany! - wrzasnęłam najgłośniej jak tylko mogłam i ponownie się rozejrzałam.
-
Schwaerze rzucił się na Lenę i przydusił ją do ziemi, zatykając pysk łapą, po czym zamarł w bezruchu, tak jak reszta. Chwilowo nic się nie działo.
-
Zmarszczyłam brwi. Phi, też coś. Czego się oni boją? Przecież tu nic się nie dzieje, nikogo tu nie ma. Czemu nie mogę sobie pokrzyczeć?
-
Nagle z góry, jakby z szarego nieba, spadła czarna kula i rozbiła się o ziemię, po czym uformowała się w człowieka. Ten uśmiechnął się drapieżnie i wolnym krokiem ruszył ku demonom i Lenie. Nagle jego głowa powiększyła się, usta niemożliwie rozciągnęły się na kształt paszczy i wychyliły się z nich szablaste zęby długości dwóch dłoni, oraz rozwidlony jęzor.
-
Uniosłam brwi. Wow. To było coś. Jakbym wciąż siedziała tylko w Lobo, to na pewno bym nie spotkała takiego czegoś. Znaleźć odpowiednio dużą klatkę, złapać to coś i idealne zwierzątko domowe (xD).
-
Nagle rozległ się szelest i za Lewiatanem pojawił się Bezan. ''Człowiek'' odwrócił się szybciej, niż można to było zauważyć i wbił zęby w ramię Bezana, niemal je mu wyrywając wraz ze skrzydłem. Bezan jęknął z bólu, zmienił się błyskawicznie w człowieka i wyślizgnął Lewiatanowi z paszczy, dobywając jednoczeżnie maczety schowanej za połą płaszcza. Zamachnął się nią lewą ręką; prawa zwisała tylko na kości i kilku decymetrach mięśnia. Lewiatan uchylił się, po czym nagle zmienił się w Bezana i pchnął go w pierś. Demon odleciał na kikanaście metrów i uderzył w drzewo z taką siłą, że aż się zatrzęsło. Dust Devil złapał maczetę i zmienił się w człowieka. Szybkim ruchem zdekapitował Lewiatana, wyglądającego nadal jak Bezan. Głowa, teraz już ludzka (nadal Bezana), potoczyła się i zatrzymała u łapy Schwaerze, nadal leżącego na Lenie. Odepchnął ją z obrzydzeniem i strachem. Sevas podbiegł szybko do Bezana i pomógł mu wstać. Ten zmienił się w wilka, podobnie jak Dust Devil.
-Spadamy stąd. - mruknął Schwaerze. Wstał szybko, złapał Lenę za kark i wybiegł, a za nim Dust Devil i Bezan z pomagającym mu Sevasem.
-
Bezan wszedł bezszelestnie, z uwagą rozglądając się dookoła. Powoli wszedłem za nim, przystanąłem jednak, czekając na Lenę.
-
Wbiegłam rozglądając się.
- Gdzie są Lewiatany?
-
-Nie martw się, raczej prędko nas znajdą. - mruknąłem ponuro.
-
Usiadłam, rozglądając się co jakiś czas.
- No, to czekam.
-
Po pewnym czasie także usiadłem. Nie miałem ochoty szukać Lewiatanów na własną łapę.
Bezan łaził dookoła nas, nasłuchując. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby Lewiatany nie wyczuły, że ktoś się pojawił w Czyśćcu. Właściwie, to się nigdy nie zdarzyło.
-Coś tu nie gra. - mruknął w końcu demon, po czym zadarł łeb do góry i zawył. Kiedy parę minut później nadal nic się nie stało, pokręcił łbem.
Wstałem i ruszyłem w jego stronę, jednak po paru krokach nadepnąłem na coś. Spojrzałem w dół - był to naszyjnik z niewielką zawieszką z czerwonego i czarnego kamienia, idealnie ze sobą stopionych, w kształcie oka. Czarne białko i źrenica, czerwona tęczówka. Złapałem naszyjnik ostrożnie w zęby i pokazałem Bezanowi.
Demon zmarszczył brwi.
-To Pieczęć Demona. Lub Oko Demona, jak kto woli. Takie coś demon daje wilkowi lub człowiekowi, który jest w jakiś sposób ważny dla Pandemonium, ale nie można go zmienić. Można się przez to komunikować z demonem, a on wyczuwa przez to zagrożenie dla tego, kto to nosi.
Uniosłem brwi i rzuciłem naszyjnik w trawę.
-Znasz kogoś, kto mógłby to nosić? Albo demona, który mógłby to komuś dać?
-Nie.
Obejrzałem się na Lenę.
-Coś dziwacznego się ostatnio dzieje w Pandemonium.
-
- Kto ukradł Lewiatany? Właściciel naszyjnika?
-
-Podejrzewam, że raczej same uciekły. - mruknął ponuro Bezan. Faktycznie, czarno-biały las wydawał się całkiem opustoszały.
W tym samym momencie jednak za naszymi plecami rozległ się trzask. Odwróciliśmy się szybko, ale jak okiem sięgnąć, nie było niczego, prócz drzew.
-
- Może jakiś został? - rzuciłam, rozglądając się uważnie.
-
-Chyba na to wygląda... - powiedział powoli Bezan, rozglądając się.
-
- Złapiemy go?
-
-Chybaś zwariowała. Diabelstwo przegryzie się przez wszystko, od metalu po diament, że o nas nie wspomnę, a ty chcesz go łapać jak bezmyślne zwierzę? Którym nie jest, że ci przypomnę, nie ma stworzenia, które żyłoby na tym świecie dłużej od nich. A przy tym są przebiegłe i cierpliwe. - zwymyślałem Lenie szeptem.
-Shhh... - uciszył mnie Bezan, wpatrując się w mrok skrzętnie zasłaniający wszystko, co znajdowało się dalej niż dziesięć drzew stąd.
Ewidentnie coś się do nas zbliżało. Nie słychać było kroków ani nie dało się znaleźć umysłu, ale obaj to czuliśmy.
-
- Może stworzymy rezerwat dla Lewiatanów? - zastanowiłam się, ignorując Syriusza.
-
Rzuciłem Lenie udręczone spojrzenie. Bezan nie zwracał na nas uwagi.
-
- Może nawet w Lobo? To genialny pomysł, prawda? - szturchnęłam parę razy Syriusza, uśmiechając się szeroko. Mój geniusz po raz kolejny przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
-
Pokręciłem głową, woląc się nawet nie odzywać.
-
Pobiegłam kawałek do przodu, rozglądając się.
- Hej ho, Lewiatanie! - zawołałam wesoło.
-
Z ciemności dobiegł nas cichy śmiech. Po chwili wyszedł z niej młody mężczyzna - może koło trzydziestki - i przystanął kilkanaście metrów od nas. Dopiero po kilku sekundach skapnąłem się, że teoretycznie wciąż nie powinno go być widać z naszej pozycji. Miałbym rację, gdyby nie krąg światła jakimś cudem utrzymujący się wokół faceta. Zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia kto to, ale równie dobrze mógł to być Lewiatan, jak i coś zupełnie innego.
Bezan zmienił się w człowieka, ustawiając bokiem tak, żeby móc widzieć w tym samym czasie mężczyznę jak i Lenę i mnie. Podszedłem i stanąłem obok Leny.
-Kim jesteś? - zawołałem, mrużąc oczy. Rysy mężczyzny, mimo że on cały był oświetlony, pozostawały w cieniu.
-Podejdziecie, czy będziemy tak wrzeszczeć? - odkrzyknął, ignorując moje pytanie. Wymieniłem z Bezanem spojrzenie.
-Nigdzie nie podejdziemy, dopóki nie powiesz kim jesteś i jakie masz zamiary.
Mężczyzna nie wydawał się skory do wyjawienia czegokolwiek.
-
- Ja podejdę! - zawołałam. Zaczęłam biec truchtem w stronę mężczyzny.
-
Kłapnąłem zębami, usiłując złapać Lenę za ogon, bez rezultatu. Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując ostre kły.
-
Zatrzymałam się tuż przed mężczyzną. Omiotłam go wzrokiem od stóp do głów i zmrużyłam oczy.
- Teraz powiesz kim jesteś?
-
Mężczyzna nadal uśmiechał się z rozbawieniem. Milczał.
Powoli jednak jego uśmiech zbladł, choć nie zniknął. W jednej chwili przeskoczył nad Leną i w powietrzu zderzył się z czarnym kształtem, który w tej samej chwili spadł na waderę z drzewa. Mężczyzna przetoczył stworzenie pod sobą, wstał szybkim ruchem i przyszpilił je za szyję do drzewa. Był to niewątpliwie wilk, ale czarny jak noc i strasznie wychudzony - same kości i cienkie mięśnie obleczone skórą. Czarne futro było zaskakująco gęste i lśniące. Wilk miał długie, o wiele za długie, powykręcane łapy. Jego palce też były dłuższe, karykaturalnie przypominały ludzkie, uzbrojone w dwa razy dłuższe niż wilcze pazury. Spod łopatek wyrastały mu ogromne skrzydła, smocze jak u Bezana, ale dwa razy większe, czarne i również dziwacznie pokręcone. Stworzenie było wielkie, na czterech łapach mężczyźnie sięgało do ramienia, ale kiedy ten przygwoździł stworzenie za gardło do drzewa, wilk ledwo dostawał tylnymi łapami do ziemi.
Wszystko to trwało dosłownie parę minut. Kiedy otrząsnąłem się z pierwszego szoku, zauważyłem, że drzewo, o które opierał się wilk zrobiło się czarne i zwiędłe, podobnie jak ziemia pod wilkiem. Wymieniłem z Bezanem spojrzenie i odciągnąłem Lenę nieco w tył. Wyglądało na to, że właśnie napatoczyliśmy się na jednego ze Skażonych.
-
- Skażony! - zawołałam wesołym tonem. Spojrzałam niepewnie na Syriusza. - To jest Skażony, nie?
-
-Na to wygląda... - mruknąłem, przyglądając się z uwagą mężczyźnie, który przyduszał Skażonego do drzewa. Facet coś do niego mówił. Demon przez chwilę słuchał, zaciskając palce na jego ręce, po czym kiwnął łbem. Mężczyzna go puścił, czemu przyglądałem się z niedowierzaniem. Wilk opadł na łapy, zatrzepotał skrzydłami i złożył je ciasno na grzbiecie. Zauważyłem, że ziemia, której dotyka demon, nie czarnieje już. Mężczyzna podszedł do zwiędłego drzewa i położył na nim dłoń - wokół niej drzewo stało się normalne, a plama szarego drewna rozszerzała się powoli na całą roślinę.
*Co, u diabła? Skażony demon nie skaża już niczego?*, wysłał mi myśl Bezan.
*Nie mam pojęcia.*, pomyślałem. Chciałem mu wysłać więcej, jednak przerwałem, kiedy demon podszedł do nas, zwieszając łeb, żeby mieć oczy na naszym poziomie.
-Heej...Wybacz, że cię zaatakowałem...Nie wiedziałem, kim jesteście... - mruknął do Leny, zerkając na mężczyznę, który stał teraz, opierając się o uzdrowione już drzewo. -Tex Rainink. - przedstawił się, przyglądając się teraz z góry Bezanowi.
Poczułem się przy nim jak szczeniak, którym co prawda nigdy nie byłem. Uważałem się za dość wysokiego, ale ten wilk był do mnie... ogromny.
-
Wytrzeszczyłam oczy na wilka.
- Ej, bo ja już nie rozumiem... Kim ty jesteś? I kim jest tamten koleś? - zerknęłam na mężczyznę, opierającego się o drzewo.
-
Demon westchnął, zerkając na mężczyznę, jakby nie chciał nic zdradzić. Albo jakby go coś powstrzymywało.
-Jestem Tex Rainink. Jestem demonem. - znowu zerknął na faceta. -Starym demonem, jednym z pierwszych, które stworzył Władca...
-Skażonym? - wtrąciłem się. Demon utkwił we mnie spojrzenie oczu wyglądających jak czarne dziury.
-Hm...No, tak. Nie znam tej nazwy, ale myślę, że chyba można nią nas określić. - mruknął.
-Ilu was jest? - spytał ponuro Bezan.
-Dziesięcioro... Ale ze mną trzyma niestety tylko dwóch.
-Z tobą? - nie zrozumiałem.
-Taa... Nazwijmy to takim jakby ruchem oporu.
-Przeciwko komu?
-Nie komu, tylko czemu. Akurat ty powinieneś to rozumieć. Syriusz, nieprawdaż? - spytał demon. Wytrzeszczyłem na niego oczy. -Podopieczny Didericka. A ty to Bezan. Nie uwierzycie, jak wiele można się dowiedzieć, siedząc w najgłębszym lochu pod Pałacem. - Demon spojrzał teraz z kolei na Lenę. -Ale ciebie nie znam. Nie jesteś demonem?
-
- Niestety nie - burknęłam cicho.
-
Demon pokiwał głową.
-Jak się wydostaliście z lochu? Ktoś was wypuścił? - spytałem.
-Nie mam pojęcia. W jednej chwili wszystko było jak zawsze, w następnej loch praktycznie wyleciał w powietrze. Wszyscy uciekli. Nasza trójka miała zamiar zostać, ale nie mogliśmy pozwolić, żeby reszta naszych braci doszczętnie skaziła świat. Więc ruszyliśmy za nimi w pogoń, żeby znów ich uwięzić. Jednak w Czyśćcu rozdzieliliśmy się, Tetteroo i von Davonen pobiegli za uciekinierami, ja zostałem, żeby złapać pojedynczych, którzy mogli wrócić.
-
- A widziałeś Lewiatany? Wiesz gdzie są? - spytałam z nadzieją w głosie.
-
-Nie widziałem. Wszystkie istoty, jakie tu były, musiały uciec kiedy moi bracia otworzyli portal.
-
- Uch... Jaki portal?
-
-Nie wiem. Mogli się przenieść wszędzie.
-
Zerknęłam na Syriusza.
- To jak znajdziemy Skażonych?
-
-Możemy czekać. - mruknął Tex. -Albo możemy się wziąć za poszukiwanie pewnego artefaktu... który świeci w obecności pradawnych.
-Świetnie. Gdzie można to znaleźć? - Bezan machnął skrzydłami.
-Nie mam pojęcia. Ja jedynie słyszałem o tym, będąc w lochach.
-
- Już wolę szukać artefaktu niż czekać.
-
Posłałem udręczone spojrzenie Lenie, ale widząc minę Bezana typu "wyzwanie przyjęte", skapitulowałem. Świetnie, idziemy się bawić w poszukiwaczy zaginionej Arki. Jupi.
*Kiedy ty się taki sztywny zrobiłeś?*, wysłał mi myśl Bezan.
*Jaki tam sztywny... Po prostu nie mam nastroju do zabawy, kiedy moi znajomi leżą w śpiączce, a ja nie wiem, jak ich wyleczyć.*
*Jasne, tłumacz się...sztywniaku.*
-
- No! - uśmiechnęłam się. - To jak odnajdziemy artefakt? Jak to w ogóle wygląda?
-
Tex zamyślił się.
-Moi bracia opowiadali, że jest to jakiś naszyjnik... Ale nic więcej nie wiem. Dlaczego oni skądś zawsze wszystko wiedzą, a ja nie? - spytał retorycznie i pokręcił łbem.
-Wygląda jak małe, metalowe bijące serce. - wtrącił się mężczyzna, który wciąż opierał się o drzewo. -Ponoć świeci nie tylko w obecności Skażonych, ale też Władcy Pandemonium.
Spojrzeliśmy obaj na niego.
-Przy okazji, możecie mi mówić...Kyran Christie. - wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że nie jest to jego prawdziwe nazwisko. -Serce ostatni raz widziano we Florencji...Pięćset lat temu.
-
- Wszyscy macie dziwaczne imiona - burknęłam cicho. - Ale skoro naszyjnik zaginął pięćset lat temu... To jak my mamy go znaleźć?
-
-To jest diabelnie dobre pytanie, Lena. - burknąłem. -Jakoś nie wybierałem się ostatnio do Florencji. Poza tym, jak znaleźć jedną małą igłę w stogu...nie, całej szopie siana?
-Wystarczy magnes. - mruknął Bezan.
Przewróciłem tylko oczami.
-
Usiadłam i zmrużyłam oczy.
-
_______________________________
Pomóż...xD Wycwaniłem się i teraz nie wiem, co zrobić...xD
-
- To... Wyruszamy do Florencji?
_________________
Ja też nie wiem xD
-
-A naprawdę aż tak bardzo potrzebujemy tego naszyjnika? - spróbowałem zaoponować, ale Bezan zgromił mnie wzrokiem.
________________________
Jeden maleńki pomyślik...Chociaż jeden...Nic...? xD
-
- Bez niego przecież nie odnajdziemy Skażonych! - prychnęłam.
-
-A musimy ich szukać? - mruknąłem, ale dałem za wygraną.
-
- Tak!
-
_____________
Halu? xD
-
-Dobra. - mruknął w końcu po długim namyśle Bezan. -Dlaczego nie wpadliśmy na najprostsze?
Spojrzałem na niego bez zrozumienia. Tex wzruszył ramionami, też najwyraźniej nie wiedząc, o co chodzi.
-Jeśli oni przenieśli się portalem, czemu my nie możemy? - wytłumaczył demon.
-Przecież mówiłem, stworzyli portal, przenieśli się i on zniknął. - wtrącił Tex.
-Nie, mam na myśli zwykły portal. Nie będziemy gonić za wiatrem. Przeniesiemy się do Florencji.
-Do teraźniejszej? - spytałem. -I tak nie znajdziemy naszyjnika, może przecież leżeć gdzieś pod dziesięcioma warstwami betonu albo w czyjejś dawno zamurowanej piwnicy, albo głęboko na dnie ścieków...
-Nie, do siedemnastowiecznej.
-Jak? - spytałem, ale Bezan znów się zamyślił.
-
Wyszczerzyłam kły w uśmiechu.
- Genialnie! Zawsze marzyłam, by odwiedzić siedemnastowieczną Florencję! - zawołałam.
-
-Wierz mi, poza Leonardem da Vinci, nic nadzwyczajnego. - mruknął Bezan, wciąż zamyślony.
-A mnie siedemnasty wiek się bardzo podobał. - wtrąciłem. - Za to da Vinci... Owszem, był genialny i miał wielki talent, ale bardzo szybko tracił zapał. Prawie nigdy nie kończył obrazów. No i był wierny tylko sobie i swoim przekonaniom. Chociaż to pewnie raczej jest zaleta.
Bezan tylko pokręcił głową, patrząc wymownie w niebo.
-No, i myślał ponadczasowo. Człowiek witruwiański... - zacząłem, ale przerwał mi Bezan.
-Starczy już tej historii. Zastanówmy się lepiej, jak, na Władcę Pandemonium, mamy przenieść się w czasie i przestrzeni. Ja nie mam na tyle mocy, i nie miałbym, choćbym osuszył do ostatniej kropli krwi wszystkich ludzi i wilki na ziemi.
-Z tego co wiem, nikt nie ma takiej mocy. - mruknął Tex.
-Niee...Nie nikt. - powiedziałem, przypominając coś sobie. -Kiedyś, jak wylali mnie z NSwP, Władca na wniosek Didericka wysłał mnie na zupełnie inny świat, Krynn, i to jeszcze w przeszłość. Wygląda na to, że tylko on może to zrobić.
-
- Więc może porwiemy i zaszantażujemy?
-
-Kogo, Władcę? - prychnąłem. -Jest tylko jeden maleńki problemik... Władca mieszka w Pałacu, który jest pilnie strzeżony, a poza tym, nawet jeśli ktoś przejdzie przez straż, to i tak nie przedrze się przez magię, jaka otacza Pałac. A, no i jeszcze ostatnio w ogóle nikt nie może się doprosić spotkania z nim, śmiem zatem twierdzić, iż może go wcale tam nie być.
-
- W takim razie jak przeniesiemy się do Florencji?
-
Zacząłem kręcić głową, mając zamiar powiedzieć, że nie wiem i właściwie nie chcę wiedzieć, lecz zanim zdążyłem otworzyć pysk, Kyran Christie podszedł, przykuwając moją uwagę.
Bez ceregieli wepchnął się między naszą czwórkę, chwycił Lenę za kark, z taką łatwością, jakby była małym szczeniakiem, i posadził ją na grzbiecie Texa, po czym wyciągnął ręce i dotknął lekko palcami czoła Texa i mojego.
Rozległ się cichy dźwięk, jakby szelest skrzydeł lub kartek papieru, po czym ja, Lena i Tex zniknęliśmy.
Kyran odwrócił się, przenosząc wzrok na osłupiałego - historyczny moment, bo chyba pierwszy raz w jego egzystencji - Bezana.
-Dla ciebie będzie inne zadanie.